wtorek, 24 lipca 2018

Pożegnanie

Tytuł mówi sam za siebie. Blog zostaje zamknięty do odwołania, bo i tak nikt go już nie odwiedza. W zasadzie to częściowo zamknięty. Co to znaczy? Posty będą się pojawiać raz na ruski rok, bo głównie piszę na Wattpadzie. Od czasu do czasu po prostu wstawię tu to, co napiszę tam. 

I to chyba na tyle.
Zapraszam na swojego Wattpada --->TUTAJ<---

piątek, 18 maja 2018

Wattpad

 No i stało się. Prawdopodobnie przenoszę się na Wattpada, pisanie tutaj jakoś mi nie leży. Nie ma się co oszukiwać, na bloggerze mało kto czyta opowiadania na blogach i musi się na serio poszczęścić, więc przeniosę swoją działalność na witrynę do tego przeznaczonej, gdzie mam pewność że ktoś to zobaczy.

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Od bohatYra do zYra.

No i cholera wiedziałam, że tak będzie! Złapałam potężnego brejka przy pisaniu dalszego ciągu From Zero To Hero i będzie to kolejne opowiadanie, które zacznę pisać od nowa i prawdopodobnie w tym samym stylu wielopostaciowym co Fabrykę Mięsa. Wumpa Island stoi w miejscu, tak samo jak Anioł Nienawiści, a za fanfica Creepypasty sama nie wiem kiedy się wezmę ;/ to smutne jest. 




Jedyne dobre wieści to chyba takie, że zaczęłam pracować nad nowym szablonem, ale też nie chcę obiecywać, bo nie wiem co mi z tego wyjdzie i czy go w ogóle użyję. No ale jestem dobrej myśli i mam nadzieję, że ten mój nadęty pusty łeb w końcu się na coś przyda.

wtorek, 3 kwietnia 2018

Fabryka Mięsa #1.2

MICHAEL

 Usiadłem wygodnie w fotelu. Byłem totalnie padnięty, a była ledwo ósma rano... w sumie ledwo co wróciłem do domu. Połasiłem się na łatwy i szybki zarobek, jednak przepłaciłem to zmęczeniem i palcami obolałymi od klawiszy pianina. Dałem się namówić kuzynce, by być pianistą na jej weselu. Na początku byłem nieco skrępowany, bo nie posiadałem jakiś super zdolności związanych z muzyką, ale po kilku shotach dałem na luz i szło samo. Nagle mój telefon zaczął wibrować. Się tylko modliłem, by nie była to jakaś pierdoła. Kto normalny dzwoni do ludzi wczesnym rankiem? To był Luke. Trochę się zdziwiłem, bo on za zwyczaj był aktywny nocą, a w tej godzinie już odsypiał. Odebrałem.
 - Yo! - odezwał się głos z słuchawki - Obudziłem cię?
 - Właśnie miałem zamiar się zaraz kłaść... a co? - zapytałem i włączyłem go na głośno mówiący. W międzyczasie zdjąłem marynarkę od garnituru i zacząłem odplątywać krawat.
 - Bo jest akcja, a mamy mało czasu.
 - Ok... już się przebieram i idę do ciebie... - rozłączyłem się. Byłem zbyt zmęczony, by wdawać się w tym momencie w szczegóły. Zdjąłem cały strój i przebrałem się w wygodne dżinsy, luźną szarą bluzę z kapturem i czarne trampki. Na głowie miałem czarną, rozczochraną szopę, ale w sumie miałem to gdzieś. Szedłem do kumpla, a nie na randkę. Wziąłem tylko portfel i schowałem go do kieszeni. Dobrze, że Luke nie mieszkał daleko, a po drodze był mały spożywczak. Wyszedłem zamykając drzwi na klucz i pierw udałem się do sklepu po jakiegoś energetyka, by nie paść. Na szczęście był otwarty. Kupiłem sobie cztery puszki. Trzy władowałem do kieszeni wyciągniętej bluzy, a jeden otworzyłem i wypiłem duszkiem na dzień dobry. Kolejnego otworzyłem przed domem przyjaciela. Akurat stał przy bramce, więc mi otworzył. Podaliśmy sobie dłoń i standardowo poszliśmy do pracowni. Wtedy obudziłem się od razu. Przy kompie Lucasa siedziała długowłosa dziewczyna w krótkich spodenkach i czarnej męskiej bluzie. Przez chwilę wydawała się nas nie zauważyć, ale po dwóch sekundach spojrzała w naszą stronę. Puszka aż mi wypadła z dłoni, a napój wylał się na podłogę. Potrzebowałem dłuższej chwili, by dotarło do mnie co właśnie odstawiłem. Wziąłem puszkę z podłogi.
 - Luke... nie chwaliłeś się, że masz dziewczynę... - wyrzuciłem praktycznie pusty pojemnik do kosza na śmieci.
 - No co ty... żartujesz sobie? - zaczął się śmiać, a nieznajoma razem z nim - Przecież mnie znasz i wiesz, że nie wje*ał bym się w takie bagno, jakim jest związek.
 - W sumie racja... - miałem ochotę zapaść się pod ziemię, ale byłbym chyba zazdrosny, gdyby Lucas nie zaprzeczył. Spodobała mi się, ale z natury nie wychodziłem przed szereg i za zwyczaj odbijano mi obiekty westchnień sprzed nosa. Taki niestety byłem. Próbowałem to zmienić, ale za zwyczaj kończyło się totalną katastrofą. Ta podeszła do mnie i wyciągnęła rękę z szerokim uśmiechem.
 - Cześć, jestem Mimzy! - przedstawiła się.
 - Mike... - wydusiłem z siebie i uścisnąłem jej dłoń. Była zimna, gładka i przyjemna w dotyku. Czułem, że robiło mi się gorąco.
 - Jeju, Luke?! On zawsze jest taki uroczy?! - wykrzyknęła, a mi się aż zrobiło słabo i osunąłem się na krzesło, a ręką oparłem o swoje biurko.
 - Nie... - odparł bez wahania - Teraz odbiła mu jakaś korba i sam nie wiem o co mu chodzi... - wzruszył ramionami. No dzięki kumplu.
 - A możemy przejść do rzeczy? - uśmiechnąłem się nerwowo - Czy mam zaraz ci przypomnieć o tym, jak zjarałeś się z Alexem i biegałeś z czaszą dekodera na głowie po centrum? A potem chciałeś iść w pole i szukać kontaktu z obcymi?
 - No wiesz co, braciszku? - wypaliła brązowowłosa - Tego się nie spodziewałam po tobie!
 - Braciszku? - zdziwiłem się.
 - Upodobała sobie mnie tak nazywać... - schował twarz w dłoniach - I nie wspominaj mi o tym, bo nie chcę tego pamiętać... - spojrzał na mnie morderczym wzrokiem i zaczął wszystko po kolei wyjaśniać. Nie wiem czy on robił sobie żarty, czy zwyczajnie ześwirował. Co prawda było to wykonalne, ale mega trudne. Niby ot tak mieliśmy się włamać do bazy wojskowej i wykraść serum, które służyło do tworzenia mutantów?
 - Szajbus! - krzyknąłem - Wariat jesteś! I co ja mam ci niby wymyślić? Skrzydełka ci wyczarować, byś mógł tam magicznie wlecieć, czy czapkę niewidkę? Przecież jak coś zje*iemy, to albo nas zamkną, a w najgorszym wypadku przestrzelą łby... - wyraziłem swoje zdanie - Co, jak co, ale ja chcę trochę pożyć. To że ty nie masz nic do stracenia, nie znaczy że Alex, ja i Chris nie mamy.
 - Masz rację. Nie mam nic do stracenia. Dlatego ja tam wejdę i potrzebuję twojego planu, by wejść i wyjść bez szwanku i niezauważony. - powiedział. Sam nie wiedziałem, czy to była odwaga, czy czysta głupota i zabawa w bohatera.
 - Przemyśl to... wiem, że chcesz być hakerem na skalę światową, ale tą zabawą w bohatera możesz zrobić krzywdę sobie i przy okazji nam. - chciałem przywrócić mu zdrowy rozsądek - Jeżeli jednak nie zmienisz zdania, to wiedz że nie chcę, by mój brat brał w tym udział, bo jeżeli coś nie wypali, to wsypie nas wszystkich, by dostać jak najmniej po dupie.
 - Potrzebujemy Chrisa. Cała ekipa jest tu potrzebna. - i w sumie miał rację... ja byłem specem od strategii, Alex i Luke wyczajali dobre akcje i sprawnie zdobywali dane, a Chris miał smykałkę do manipulowania systemami alarmowymi... też się kiedyś w to bawiłem, ale dałem sobie spokój, gdy narobiłem niegdyś niezłego bigosu i prawie wpadliśmy. Intrygowało mnie, co było specjalizacją Mimzy. Pojawiła się znikąd, tak nagle i dziwnym zbiegiem okoliczności trafiła na Lucasa posiadając takie dane. Było to trochę podejrzane.
 - Daj mi pół godziny, to coś wymyślę. Nie obiecuję, że coś się z tego uda, ale postaram się. - uległem, a Luke zaczął wydzwaniać po pozostałą trójkę.

 Praca nad tą kupą gówna zajęła mi cztery godziny z minutami, ale po tylu błędach i próbach byłem pewny, że plan był całkiem dobry. Rozumiałem trochę więcej niż Lucas i nie bałem się literek, więc wyłapałem kilka dodatkowych informacji. Ktoś kto wymyślił ten chory projekt, był jeszcze większym chorym poj*bem niż Hitler, czy Stalin. Miał w zamiarach stworzyć armię Hybryd z ludzi, by podbijać świat kawałek po kawałku, siać zamęt, strach społeczeństw, aż w końcu osiągnie władzę całkowitą. Do tego DNA Hybrydy zostało zmodyfikowane i ulepszone, dzięki czemu żołnierz miałby polepszone zdolności siłowe, manualne, wzrokowe oraz posiadałby tak zwany szósty zmysł, dzięki czemu przewidywał by zamiary i ruchy przeciwnika. Wstałem od biurka, a wszyscy spojrzeli na mnie.
 - Więc zrobimy tak... - zacząłem - Wyjedziemy jeszcze dziś, by zdążyć na moment, gdy serum będzie najłatwiej wykraść. Znajdziemy jakieś miejsce blisko bazy, gdzie nas nie znają. Ja dyskretnie podłączę się do monitoringu, dzięki czemu będę mógł informować Lucasa na bieżąco, by nie wpadł. Dostanie się oczywiście dzięki karcie, którą posiada Mimzy. Chris oczywiście zajmie się zabezpieczeniami obiektu. Wyłączy system alarmowy w sektorze V, a włączy alarm włamania w XI w momencie, gdy Luke dostanie się do budynku. Alex niech odwróci uwagę wojskowych przy wejściu, ma aktorskie zdolności, więc z pewnością mu się uda... z resztą, bez określonego powodu mu krzywdy nie zrobią. Mimzy zdetonuje bombę, którą Luke założy w sektorze, gdy zabierze serum i oddali się na bezpieczną odległość od bazy, bo mam na składzie mocny kaliber i lepiej, by nikt z nas nie był blisko tego gówna. Gdy Luke do nas dobiegnie, to spadamy do samochodu i ruszamy na piskach, bo gdy nas złapią to po nas. Wszyscy będziemy na łączach i będziemy się informować na bieżąco. Nic lepszego już chyba nie wymyślę, a zaleta jest taka że w końcu przyda się na coś ten zestaw detektywistyczny, który leży i się kurzy... - skończyłem, a wszyscy się na mnie patrzyli z wytrzeszczonymi oczami.
 - Jak dla mnie, to plan jest w pytę! - wykrzyknął Alex - Kto jest ze mną, ręka w górę! - dodał. Każdy po kolei podnosił dłoń.
 - To zbieramy sprzęt i ruszamy. Nie ma czasu do stracenia.

LUCAS

 Nigdy nie byłem tak zestresowany. Liczyłem się, że jak coś nie wypali, to nasze lajtowe życie się zakończy. Wszystko co potrzebne spakowaliśmy do bagażnika. Problem był jedynie z Alexem. Opracowaliśmy scenariusz, by udawał pijanego i musieliśmy mu zmienić nieco wizerunek, by go ktoś później nie rozpoznał tak łatwo.
 - Nie dam się zrobić na menela! Ledwo co się wypielęgnowałem! - protestował. Wszyscy się śmieliśmy jak opętani, aż Mimzy przyszła z wiadrem.
 - Boisz się ubrudzić?! - krzyknęła i oblała go zawartością, jaką było błoto. Ten zaczął wrzeszczeć, a ta wzięła się za rozwalanie mu fryzury. Ja skoczyłem jeszcze do domu po nasze maski, o których marzyłem by przydały się w jakiejś akcji. Oczywiście bazowane na motywach zwierząt. Moją maską był lis, Alexa lew, ale w tym wypadku nie była mu potrzebna, Michaela królik, Chrisa hiena, a Mimzy wręczyłem kota. Po prostu do niej pasował.Wsiadłem za kierownicę i starałem się ukryć trzęsące się dłonie ze stresu. Obok mnie usiadł zabłocony Alex, a Mimzy, Mike i Chris z tyłu.
 - Będziesz czyścił tą tapicerkę... mogłeś sobie podłożyć jakąś folię, której mamy w garażu od cholery... - mruknąłem.
 - A ja mam wam niby darować to, jak teraz wyglądam? - wrzasnął przeglądając się w górnym lusterku.
 - My nie idziemy na wybieg, wojownicza księżniczko, tylko na akcję. - spojrzałem na niego z politowaniem i ruszyłem. Z każdym przejechanym metrem czułem podskakującą adrenalinę i praktycznie się nie odzywałem. Nie chciałem dać po sobie znać, że coś jest nie tak, chociaż chciałem się jednak wycofać.

MICHAEL

 Byliśmy w pobliżu bazy trochę przed zamierzonym czasem, ale musieliśmy znaleźć dobre miejsce, by Lucas mógł szybko do nas wrócić. Włączyliśmy sprzęt, a do uszu wsadziliśmy małe słuchawki, by móc się komunikować. Żartobliwie mówiąc - mikroskopijne krótkofalówki. Luke założył maskę i zarzucił kaptur na głowę. My zrobiliśmy to samo, a Alexa wysłałem by zbliżył się do bazy i zaczepił stróżujących żołnierzy na mój znak. Gdy udało mi się dostać do monitoringu zacząłem obserwować sytuację. Tak jak myślałem. Sektor V prawie pusty, bo trwały przygotowania do eksperymentów na ludziach. Lucas ruszył, a Mimzy przygotowała detonator.
 - Alex, zaczynasz. - poinformowałem blondyna. Ten potwierdził. Chyba wszystko poszło zgodnie z planem, bo nie słyszeliśmy żadnych strzałów, a po kilku minutach dostrzegłem Lucasa na monitoringu. Wtedy mój brat włączył alarm w sektorze XI. Obserwowałem wszystko na podglądzie. Luke poruszał się zdecydowanie za szybko. Mówiłem mu by zwolnił, bo nie zdążę go ostrzec, ale mnie ignorował.
 - Co ten idiota robi? - warknął Chris - Zaraz ktoś się połapie, że tu jesteśmy i nam dupska rozstrzelą.
 - Bez powodu się tak nie zachowuje... już jest prawie na miejscu. - mruknąłem i obserwowałem każde nagranie monitoringu. Gdy Lucas tylko dostał się do serum straciliśmy sygnał i zaczęły wyć syreny - Alex, zmywaj się stamtąd! - przekazałem. Po jakimś czasie zjawił się w naszej kryjówce.
 - A gdzie Lucas? - zapytał wytrzepując błoto z włosów.
 - Jeżeli nie wróci w ciągu pięciu minut, to Mimzy detonuje ładunek tak jak wcześniej ustaliliśmy. Więcej czasu nie mamy. - te słowa wydusiłem z trudem. Jednak przygotowywałem się na najgorsze. Każda sekunda wydawała się być godziną, aż w końcu czas minął. Brązowowłosa z ponurą miną odpaliła ładunek. Po chwili usłyszeliśmy jeden wielki wybuch. Alexowi zeszkliły się oczy, w końcu znali się od małego i byli dla siebie jak rodzeni bracia. Powitał nas jeszcze dźwięk kilku strzałów. Nagle do rowu wpadł Lucas. Jego ubranie było całe podarte.
 - Spadamy stąd! - wysapał. Wzięliśmy plecaki, a Alex wziął go na barki. Biegiem lecieliśmy do auta bacznie obserwując, czy ktoś nas nie goni. Usiadłem za kierownicą, a rannego posadziliśmy na tyle.

MIMZY

 Siedziałam obok Lucasa w samochodzie. Pilnowałam, by nie stracił przytomności i żeby się nie wykrwawił, bo jego rany postrzałowe były bardzo poważne.
 - Nie wierć się tak! - zwróciłam mu uwagę - Staram ci się trochę ogarnąć te rany!
 - Oj tam... - mruknął z głupawym uśmiechem - A humor ci się poprawi, gdy pokażę ci to? - z kieszeni bluzy wyciągnął nie dużą fiolkę z błękitną cieczą. Byłam w głębokim szoku.
 - Udało ci się! - krzyknęłam z radości po czym spojrzałam na Michaela - Trzeba go zawieźć jak najszybciej do jakiegoś szpitala.
 - Nie chcę. - Luke sprzeciwił się - I tak zanim dojedziemy, to będzie za późno... lub co gorsza, wszystko się wyda i będziecie mięli kłopoty...
 - Ty chyba nie masz zamiaru powiedzieć, że chcesz umrzeć! - Alex oburzył się.
 - Nie umrze! - krzyknęłam.
 - Nie mam na to wpływu. - wyglądał tak jakby tego chciał. Zostały nam w sumie dwa wyjścia. Dać mu umrzeć, bo rzeczywiście byśmy nie zdążyli do szpitala, albo podać mu serum, dzięki któremu miałby 80% szans na przeżycie, a to sporo... jednak musielibyśmy się liczyć z konsekwencjami. Wzięłam fiolkę i wysunęłam z niej igłę.
 - Co ty robisz? - zapytał Chris.
 - To co uważam za słuszne, inaczej mu nie pomożemy. - szarpałam się przez chwilę z Lucasem, bo nie chciał tego, ale złapałam odpowiedni moment i wbiłam mu się w ramię wstrzykując błękitny płyn.
 - Robisz ze mnie potwora... - spojrzał na mnie z żalem po czym stracił przytomność. "Nie ty jesteś potworem, tylko ja." - odpowiedziałam w myślach. Jedyne czego się bałam, to tego że nowa istota zagnieżdżona w jego umyśle go pochłonie i nie będzie już tym Lucasem, którego tu wszyscy znamy.

___________________________________________________________

Hah... mam nadzieję, że rozdział wyszedł w miarę w porządku, chociaż mogłam się postarać bardziej. Pisanie jako kilka postaci jest trudniejsze niż mi się wydawało, więc myślę że z kolejnymi rozdziałami będzie mi coraz lepiej szło.

sobota, 31 marca 2018

Fabryka Mięsa #1.1

Wiem, że zaczynanie opowiadania od nowa to czyste i niewybaczalne zło, ale stwierdziłam że zrobię sobie mały eksperyment. Fabuły dużo nie zmienię, ale rozwinę ją zupełnie inaczej. Co do eksperymentowania... każdy rozdział będę pisała jako inna postać, więc nie będzie jednego głównego bohatera, a kilku co wydaje mi się być nawet ciekawym pomysłem, bo postacie będą nie tyle co lepiej przedstawione, ale bardziej zrozumiałe w swoim postępowaniu. Pominę wątki, które zostały przedstawione w rozdziale "protoplaście", ponieważ uznałam że są tu całkowicie niepotrzebne i nic sensownego do fabuły nie wnoszą. Postaciom Nadii, Nicka i Davida można więc powiedzieć "papa", bo też idą zwyczajnie do przysłowiowego kosza. Są zwyczajnie beznadziejne, bez polotu i płytkie jak brodzik w kabinie prysznicowej. Ogólnie miałam gorsze dni co do pisania, więc może dlatego. W każdym razie postacie te kojarzą mi się z brakiem weny twórczej i nie chcę nawet o nich wspominać. Przy każdym rozdziale będzie napisane imię postaci, w którą się wcielę by nikt się nie pogubił w chaotycznym wytworze mojego nikczemnego umysłu XD

_________________________________________________________________


LUCAS


 Wielki, nadęty i pusty łeb. Stuknąłem kilka razy czołem o blat biurka, dopóki nie zabolało. Zamknąłem matrycę laptopa i zerknąłem w okno. Prawie dwudziesta pierwsza godzina, a słońce dopiero zachodziło. Wstałem i postanowiłem pójść do garażu. Miałem go w sumie na własność, bo starsi używali tego większego. Gdyby wiedzieli co robię tam z paczką przyjaciół, to szybko by mi zamknęli interes. Na co dzień jestem zwykłym beta testerem gier komputerowych, oczywiście za sprawą ojca. Pieniążki kosiłem nie małe. Jednak po godzinach bawię się w obrońcę uciemiężonych, czytaj - hakerem. Głównie bawiliśmy się w piractwo, wykradanie danych, okradanie kont bankowych, demaskowanie pedofili i tak dalej... z czasem było nam mało i postanowiliśmy zaplanować coś na większą skalę, tak by wszyscy o nas usłyszeli i zwyczajnie zaczęli robić w majty. Tego dnia jednak byłem skazany na "pracę" samemu. Wsunąłem glany na stopy, nawet ich nie sznurując... bo w sumie po co? Dopóki nie powybijałem sobie zębów, to spoko. Miałem zamiar spędzić noc w garażu, więc zarzuciłem na siebie cienką czarną bluzę, by nie zmarznąć... akurat wtedy tam się robiła kostnica, a w zimę natomiast na odwrót. Już miałem wyjść, gdy w ostatniej chwili zaczepiła mnie matka.
 - Lucas, poszedł byś na zakupy i kupił rzeczy z listy? - zrobiła proszącą minę - Ja zapomniałam, a niestety już zdążyłam trochę wypić z ojcem i żadne z nas nie może prowadzić. - podała mi kluczyki i kawałek papieru.
 - No jasne. - uśmiechnąłem się i wziąłem to od niej - I tak nie mam nic lepszego do roboty. - dodałem i wyszedłem zamykając za sobą drzwi. Auto akurat było zaparkowane w podjeździe, więc wyłączyłem alarm i bez dłuższego namysłu wsiadłem. Zapiąłem pasy i ruszyłem. Niestety z rodzinką mieszkałem na takim zadupiu, że dojazd do najbliższego centrum handlowego zajmował około poł godziny. Zaleta tylko taka, że nie kręciły się tu żadne slumsy i inne podejrzane politycznie typy, chociaż przyznam że nie byłem wcale lepszy od nich. Chyba nawet gorszy. Przez całą drogę niemiłosiernie się nudziłem, a jedyną rozrywką była muzyka w radiu. Podjechałem pod pierwszy lepszy market. Na liście oczywiście było kilka kolejnych butelek wina. Nie było to dla mnie dziwne. W końcu udało im się dostać wspólny urlop, więc chcieli spędzić trochę czasu ze sobą w luźnej atmosferze. Dla mnie jednak związki, to było coś zupełnie bez sensu. Całe życie i plany wywracają się do góry nogami. Później do tego jeszcze dochodzą dzieci i tak dalej... to zdecydowanie żywot nie dla mnie. Nie znosiłem dzieci, a dziewczyny mnie wręcz irytowały. Może zwyczajnie jeszcze do tego nie dorosłem, chociaż już była najwyższa pora. Matka nie raz przy obiedzie potrafiła mi truć o tym bym znalazł dziewczynę i dał jej wnuki. Czasem nawet padały pytania czy jestem gejem. Kupiłem co miałem i wróciłem do samochodu. Władowałem zakupy na tylne siedzenia. Gdy chciałem ruszyć, jakaś małolata zaczęła pukać mi w szybę. Odsunąłem szybę.
 - Co jest? - zapytałem obojętnie, ale po chwili zauważyłem że z dala w jej kierunku biegną jakieś typy - Wsiadaj. - dodałem po chwili namysłu. Ta szybko się władowała. Nie zdążyła nawet zapiąć pasów, gdy ruszyłem dosłownie na piskach.
 - Bogu dzięki... - wydyszała - Gdyby nie ty, to nie wiem co by się ze mną stało!
 - Gdzie mam cię zawieźć? - spytałem wprost. Nie chciałem się wdawać z nią w żadną rozmowę. Szczególnie dlatego, że był to jakiś szczyl i nie znalazł bym z nią żadnego tematu. Milczała długi czas. Po chwili spostrzegłem jej wypchaną torbę, poobdzierane ubrania i rozmytą kredkę pod oczami. Przyznam, że przykuwały uwagę. Były duże i zielono brązowe. Urocza jak to zwykle bywa u dziewczynek - Rozumiem... - zacząłem - Nie masz gdzie iść? Nie krępuj się, powiedz normalnie.
 - Uciekłam właśnie ze squotu... - mruknęła. Domyśliłem się, że nie ma rodziny i żyła na jakiejś melinie.
 - Z ciekawości czystej zapytam... dlaczego uciekłaś?
 - Bo zrobiło się krucho z kasą, żebranie już nic nie dawało... no i chcieli zrobić ze mnie źródło zarobku. - rzekła ze skrzywioną miną, jednak bez wahania. Tym, że była bezpośrednia zaimponowała mi.
 - To zrobimy tak... postaram się zakwaterować cię u mnie. Jeżeli się nie uda, to jakoś cię przechowam w swojej pracowni na noc. Jutro pomyślimy co dalej... - oznajmiłem - Ale nie przyzwyczajaj się tak do mojej dobroci, bo ma ona twarde i grube granice. - wyjaśniłem. Uśmiechnęła się

Ruch jak na autostradzie.

Na blogu w końcu coś ruszyło. Udało mi się zrobić krótkie opisy postaci do Fabryki Mięsa. Rysunki i resztę postaci postaram się ogarnąć jakoś po świętach. Rozdział do wspomnianego opowiadania też już prawie skończyłam, więc to kwestia czasu gdy się tu pojawi. W związku z nim szykuje się też mała niespodzianka :)

sobota, 10 marca 2018

aj aj.

Troszeczkę mi się zapomniało o blogu. W sumie to o jego istnieniu. W ciągu tygodnia postaram się dodać coś ciekawego. Możliwe, że będzie to kolejny epizod From ZERO To HERO, albo zacznę Martwi Głosu Nie Mają ^^